W ostatnią sobotę 15.09.2018 r. po raz kolejny wyruszyliśmy w Tatry z Bielskim Oddziałem PTT. I po raz kolejny pogoda nas nie rozpieszczała, nie jest to jednak powód do rezygnacji z ambitnego wyjazdu! Zaplanowana trasa biegła długą Doliną Chochołowską na Grzesia, a dalej przez Rakoń na Wołowiec i z powrotem Doliną Chochołowską do Siwej Polany. Pokonanie prawie 24 km, ponad 2600 m przewyższenia zajęło nam 10 godzin (razem z przerwą w schronisku), ale od początku…
Ze względu na długą trasę wyjazd z Bielska zaplanowano wcześniej niż zwykle, bo o godz. 5:00. Nie wszyscy zapisani uczestnicy podzielili nasz niesłabnący optymizm i entuzjazm. Po kilku głuchych telefonach, w nieco pomniejszonym składzie ruszyliśmy z Bielska o godz. 5:02. Kierowca mknął w ciemnościach i deszczu pokonując zakręty Przegibka, Przysłopu i Krowiarek, a my jeszcze słodko dosypialiśmy niedospaną nockę. W Jabłonce czekał na nas przewodnik Konrad, który ciekawą opowieścią nie pozwalał na drzemkę. W deszczowej aurze dotarliśmy do Siwej Polany, gdzie nasze wyjście rozpoczęliśmy oczywiście od tradycyjnego zdjęcia z banerem. Potem jeszcze formalności przy kupnie biletów i… mój krótki, poranny jogging z plecakiem za ciuchcią, odjeżdżającą z całą naszą zadowoloną grupą. Po paru chwilach udało się zatrzymać pojazd, bo powiedzmy sobie szczerze – nie jestem fanem biegania… Tym sprytnym zabiegiem oszczędziliśmy sobie 4 km dreptania asfaltem, nieco czasu i sił.
Deszcz towarzyszył nam do schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Jednak zaopatrzeni w systemy ochrony przeciwdeszczowej (gorotexy, peleryny i coraz popularniejsze parasole) bez ociągania, szybkim krokiem podążaliśmy szlakiem, zatrzymywani jedynie przez Przewodnika, który zwracał naszą uwagę na ciekawe okoliczności przyrody, szlaki, zamglone panoramy i historie związane z miejscem, gdzie się znajdujemy. W schronisku zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie, żeby uzupełnić zapasy przed czekającym nas podejściem. Wybraliśmy opcję wejścia najpierw na Grzesia – żółtym szlakiem, a potem łagodniej granią na Wołowiec- szlakiem niebieskim, z zejściem do doliny stromym szlakiem zielonym.
Przestał padać deszcz, ale cały czas kroczyliśmy w chmurach. O osiągnięciu poszczególnych celów na trasie informowały nas tabliczki i szlakowskazy. Widoczność sięgała ok 50 m. Nie widzieliśmy końca grupy, a co dopiero szczytu wzniesienia czy panoram. Prognozy dawały nam jednak szanse na popołudniowe przejaśnienia i z tą nadzieją szliśmy na Wołowiec. Parę osób spod przełęczy zdecydowało o zejściu, ale wtedy właśnie chmury zaczęły się troszeczkę podnosić. Zaczął wiać silniejszy, chłodny wiatr – dość nieprzyjemny. Na szczycie Wołowca (2064 m n.p.m.) zrobiliśmy grupowe zdjęcie z banerem i szybko wycofaliśmy się tą samą ścieżką z tego wygwizdowa. Przed skrętem na szlak zielony prowadzący z przełęczy stromo w dolinę, zrobiliśmy krótką przerwę. Potem czekało nas długie zejście kamiennymi stopniami. Chmury co jakiś czas odsłaniały rumowiska i strome grzbiety gór, ale dopiero, jak zeszliśmy głęboko w dolinę słońce zaczęło się przebijać przez białą zasłonę. Zrobiło się ciepło i widokowo. Z dołu mogliśmy, choć częściowo zobaczyć, co nas ominęło, gdy wędrowaliśmy wysokimi grzbietami. Nic to! Trzeba będzie tu wrócić! Myślę, że nie jest to najgorsza perspektywa.
W schronisku spotkaliśmy się z grupą uczniów i ich opiekunami ze Szkolnych Kół Bielskiego Oddziału PTT z Kóz, którzy zdobywali w tym dniu Grzesia i mięli nieco więcej szczęścia. Po krótkiej przerwie i posiłku ruszyliśmy w drogę powrotną Doliną Chochołowską. Pogoda była piękna, słońce grzało, błękit nieba nad naszymi głowami cieszył oczy. Tym razem nie skorzystaliśmy z ciuchci. Dziarskim krokiem powróciliśmy do busa. W drogę powrotną ruszyliśmy ok godz. 18:00 i już bez zbędnych postojów – tylko w Jabłonce, kiedy żegnaliśmy Konrada naszego Przewodnika – śmigaliśmy bez przeszkód, jak najbardziej krętymi drogami przez przełęcze do Bielska.
Dziękuję wszystkim za dobre towarzystwo na szlaku i pogodę ducha zachowaną w niepogodę tej soboty. Szczególnie podziękowania: Grażynce za tradycyjne dokumentowanie wyjazdu w warunkach trudnych dla sprzętu fotograficznego, Lesiowi za wypasioną czekoladę, Stasiowi za czarujący uśmiech pod wąsem, Stefanowi za zielone i żelkowe cukierki oraz naszemu Przewodnikowi Konradowi – mając nadzieję, że będzie jeździł z nami częściej i kierowcy Krzysztofowi. Na końcu przypominam o zareklamowanej akcji inwentaryzacji zwierzyny leśnej w Babiogórskim Parku Narodowym i gorąco zachęcam do udziału w tym nietypowym przedsięwzięciu. Do zobaczenia na szlaku!
Martyna Ptaszek
.