Weekend? Tradycyjnie. W górach!!! Tradycyjna, jakże sympatyczna monotonia PTT-owicza z Oddziału Bielskiego. Kolejny weekend, kolejny wyjazd. Tym razem odbyliśmy dalszą podróż do przedostatniej wsi Łemkowszczyzny, do Jaworek, skąd wyruszyliśmy na najwyższy szczyt pieniński – Wysoką (1050 m n.p.m.).
Po ponad 3 godzinnej podróży dotarliśmy do uroczo położonej miejscowości w zamkniętej dolinie Grajcarka, na granicy Beskidu Sądeckiego i Pienin. Przybyliśmy na miejsce z kompletem niezbędnych informacji o regionie, które, pomimo wczesnej pory, nasz fantastyczny Przewodnik – Robert Słonka nam przekazał, rozpoczynając swoją opowieść już w Bielsku. O Jaworkach można śmiało powiedzieć, że czas się tam zatrzymał i to dosłownie. Górująca nad doliną wieża murowanego kościoła pw. Jana Chrzciciela (dawna cerkiew) do lat konsekwentnie tylko 2 razy na dobę wskazuje dobrą godzinę na namalowanym zegarze. Wydawać by się mogło, że w konkurencji z uzdrowiskową Szczawnicą, Jaworki mają mniej do zaoferowania turystom. Nic bardziej mylnego. Jaworki to ustronna baza wypadowa w góry (Pieniny, Beskid Sądecki) i w doliny Białej Wody czy do Wąwozu Homole, jednocześnie zapewniająca atrakcje kulturalne na wysokim poziomie dzięki działalności Stowarzyszenia Muzyczna Owczarnia.
Gdy wyruszyliśmy na szlak po rześkim poranku pozostało już tylko wspomnienie. Szybko trzeba było rozpocząć procedurę redukcji odzienia wierzchniego, aby nie doprowadzić do przegrzania procesora. Podróż zaczęliśmy u wejścia do malowniczego Wąwozu Homole, gdzie uprzejmi turyści zrobili nam pierwszą oficjalną fotografię z banerem i… tamtejszym „Harnasiem” w niezbyt oryginalnych czerwonych galotach, zbójnickiej czapce i pistoletem. Niestety ani cień drzew i wapiennych skał, ani bliskość górskiego potoku nie zmniejszały wszechobecnego poczucia duchoty… Powietrze, ciężkie od słonecznego skwaru zbliżającego się południa kładło się na naszych odkrytych barkach, dodając ciężaru plecakom. Na podejściu, rozległą i skwarną polaną, schronienie od uporczywego słońca dało nam samotne, rozłożyste drzewo. Po krótkim odpoczynku, niechętnie opuściliśmy cieniste schronienie wspinając się coraz bardziej stromą ścieżką. Mimo niezbyt wybitnej wysokości 1050 m n.p.m. Wysoka zapisała się bardzo ostrymi zgłoskami w naszej pamięci.
Opuściwszy szlakowaną zielonymi znakami ścieżkę, ruszyliśmy ostatnim podejściem na szczyt. Kilkadziesiąt metrów dzieliło nas od celu naszego wyjazdu – najwyższego wzniesienia Pienin Małych – Wysokiej. Skalisty, wapienny szczyt przywitał nas rozległa panoramą 360: Gorce, Beskid Sądecki, Magura Spiska, Pieniny i choć słabo widoczne w parnym, ciężkim powietrzu – Tatry. Okupacja obarierkowanego wierzchołka przez naszą grupę trwała jakiś czas. Po takim podejściu, w takiej pogodzie każdy potrzebował dłuższej chwili wytchnienia. Po odpoczynku i regeneracji sił zadowoleni ochoczo zapozowaliśmy do pamiątkowego zdjęcia z banerem. Schodząc okazało się, że nie wszystkim udało się zdążyć… Krótkie, strome zejście ze szczytu wymagało jeszcze chwili większego skupienia i uwagi, później już falującym grzbietem, raczej tempem spacerowym, spokojnie doszliśmy do Durbaszki. Zachęceni pięknym widokiem i sporą ilością czasu w zapasie, rozłożyliśmy się w słoneczku na rozległej polanie w myśl starej dewizy „Jest pięknie… zostajemy!!!” Po kilkunastu minutach błogiego lenistwa skuszeni wizją oddalonego zaledwie 5 min od szlaku schroniska pod Durbaszką, porzuciliśmy widokowe legowisko. W obiekcie, będącym młodzieżowym ośrodkiem Harcerzy z Krakowa, nie spędziliśmy dużo czasu. Biorąc pod uwagę charakter schroniska, niestety nie oferowało tego, na co większość z nas miała najbardziej ochotę w to słoneczne, gorące popołudnie. Na szczęście w Jaworkach, gdzie czekał na nas autobus, niedaleko wejścia do Wąwozu Homole (gdzie zaczynaliśmy wędrówkę), infrastruktura gastronomiczna była wystarczająca, żeby zaspokoić nasze potrzeby.
W podróż powrotną wyruszyliśmy przed czasem i w świetnych nastrojach. Mimo doskwierającego upału była to rewelacyjna wycieczka. Udało nam się przejść suchą stopą całą trasę, choć od strony Tatr nadciągały srogie, ciemne chmury, które już nas nie dogoniły dzięki naszemu kierowcy zawodowemu – Krzysztofowi.
Dziękuję wszystkim uczestnikom wyjazdu za wspaniałą (jak zwykle) atmosferę, szczególnie grupie z samego tyłu. Dziękuję Robertowi – naszemu Przewodnikowi za niezwykle ciekawe wprowadzenie i opowiadanie po drodze (wciąż zaskakujące i robiące wrażenie nawet na stałych bywalcach wyjazdów z PTT). Mam nadzieję, że wszyscy uczestnicy wyjazdu w Pieniny z Bielskim Oddziałem PTT wrócili równie usatysfakcjonowani i zadowoleni.
Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach!
Martyna Ptaszek
.