W ten weekend w Tąpadłach, niewielkiej miejscowości u podnóży samotnej góry Ślęża, odbyło się ogólnopolskie, cykliczne spotkanie oddziałów PTT. W tym roku spotykaliśmy się już po raz trzydziesty trzeci. Niestety spotkanie zbiegło się w czasie z innymi rocznicowo-organizacyjnymi wydarzeniami, co odbiło się na frekwencji. Nasz bielski Oddział reprezentowała mocna ekipa wspomagana przez kierowcę Sobiesława, który swym fantastycznym usposobieniem szybko zyskał sympatię wszystkich uczestników. „XXXIII Ogólnopolskie Spotkanie Oddziałów PTT” zorganizowało Koło PTT we Wrocławiu działające przy Oddziale PTT „MKG Carpatia” z Mielca rezerwując dla przyjezdnych Gości klimatyczną „Chatkę u Romana”, gdzie znaleźliśmy spokój, przepyszne jedzenie, miejsce na zabawę i kominek…
W podróż z Bielska ruszyliśmy w piątek punktualnie o godz. 15:00. Mknąc drogami szybkiego ruchu niestety nie udało nam się uniknąć okołoweekendowych utrudnień i do Tąpadeł dotarliśmy ok. godz. 19:00. Po ciemku szukaliśmy adresu „Tąpadła 26” wypatrując dużej ilości aut z rejestracjami z całej Polski. Na miejsce przed nami dotarli znajomi z oddziałów: z Łodzi, Warszawy i Wrocławia. Poza nami oczekiwano jeszcze sporej grupy z Gdańska. Gospodarze przywitali nas pyszną kolacją, po której oficjalnie rozpoczęliśmy „XXXIII Ogólnopolskie Spotkanie Oddziałów PTT” od prelekcji Agnieszki Goli z wrocławskiego koła PTT na temat historii turystyki w Sudetach i okolicach Ślęży. Podczas ciekawego i bogatego w źródła historyczne wykładu nie zabrakło dyskusji i zabawnych anegdot.
Drugi dzień rozpoczęliśmy od sytego śniadania o niebanalnej, mało turystycznej porze. Wyspani i najedzeni ruszyliśmy do Sobótki, najpierw do Muzeum Ślężańskiego, a potem na szlak. Żółtym traktem ruszyliśmy stromo pod górę na Wieżycę, gdzie w początkach XX wieku wrocławskie środowisko akademickie zainicjowało budowę przysadzistej wieży ku czci i chwale Żelaznego Kanclerza II Rzeszy – Otto von Bismarcka. Nie jest to jedyna tego typu budowla na dawnych ziemiach pruskich, ale jedna z nielicznych w obecnych granicach Polski. Wieże te były niegdyś symbolem dumy i siły zjednoczonego za sprawą Żelaznego Kanclerza od 1871 r. narodu niemieckiego i miejscem rocznicowych obchodów. Na ich szczycie znajdowały się misy ogniowe, gdzie przy wyjątkowych okazjach rozpalano płomień. Obecnie Bismarckturm Zobten na Wieżycy jest udostępniona do zwiedzania, a z jej wierzchołka widać pobliski szczyt Ślęży i położoną w dole Sobótkę. Żółty szlak wiódł dalej, już łagodniej, kamiennym traktem. Po drodze mijaliśmy starożytne wały kultowe i granitowe rzeźby pamiętające czasy świetności kultury łużyckiej. Zarówno o tych pozostałościach, jak i samej górze Ślęży krąży wiele legend, a ich historia owiana jest tajemnicą. Idąc śliską, kamienną ścieżką podziwialiśmy piękno lasu mieniącego się kolorami jesieni. Wokół przy szlaku leżały przypadkowo porozrzucane, niczym klocki lego, kamienie i głazy przykryte zieloną kołderką z mchu i opadłych liści. Gdzieniegdzie na drzewach poza tradycyjnymi oznaczeniami szlaków widniały znaki z czarnym niedźwiedziem wyznaczające ścieżki kamiennych pozostałości kulturowych, ale nie zbaczaliśmy z obranego szlaku. Ostatnie podejście i dotarliśmy na rozległą polanę. Naszym oczom ukazały się: kościół pod wezwaniem Nawiedzenia NMP z 1852 r. wybudowany na niewielkim wzniesieniu, tuż obok kościoła sławna granitowa rzeźba kultowa – Niedźwiedzia, maszt anteny nadawczej z 1972 r. o wysokości 136 m Radiowo Telewizyjnego Centrum Nadawczego Ślęża oraz Dom Turysty – schronisko im. Romana Zmorskiego zbudowane w 1908 r. Pomimo krótkiej trasy miło było usiąść w ciepłym pomieszczeniu w ten wietrzny i zimny dzień. Mieliśmy sporo czasu na odpoczynek. Po kilkunastu minutach zeszli się już prawie wszyscy z uczestników zjazdu, którzy ruszyli tego dnia na ślężańskie szlaki. Po wspólnym zdjęciu podjęliśmy jeszcze wyzwanie wyjścia na wieżę widokową na szczycie Ślęży (718 m n.p.m.). Stromymi i wąskimi schodami udało nam się wyjść, ale niestety długo na szczycie nie dało się wytrzymać. Silny, zimny wiatr przewiewał nas do szpiku kości. Szybkie spojrzenie na widoki, których nie było zbyt wiele ze względu na duże zachmurzenie i zejście w dół.
Na zejście wybraliśmy nieco ciekawszą opcję, niż szeroki kamienny trakt żółtego szlaku. Za niebieskimi znakami, po kamiennych stopniach schodziliśmy ostro w dół. Po paru minutach prostego szlaku ponownie trafiliśmy na ciekawe zejście skałkami. Minęliśmy kilkoro turystów, ale widać było, że szlak był mniej uczęszczany. Kilka razy musieliśmy sprawdzać jego przebieg wypuszczając przodem zwiadowców. Tuż przed przełęczą Tąpadła doszliśmy do żółtego traktu. Większość naszej grupy na tym ukończyła swoją wędrówkę. My jednak w pięcioosobowym składzie postanowiliśmy zdobyć jeszcze tego dnia Radunię (573 m n.p.m.) – drugi co do wysokości szczyt Masywu Ślęży. Jakież było nasze zdumienie, a raczej zdenerwowanie, gdy po pierwszym ostrzejszym podejściu straciliśmy niebieski szlak. W konfrontacji z mapą okazało się, że coś jest ewidentnie nie tak. Zrobiło się się szaro, wzmógł się wiatr, a my szliśmy w złym kierunku. Wróciliśmy do rozwidlenia. Nowo przemalowane znaki wskazywały kierunek, z którego właśnie zawróciliśmy. Szlak na mapie skręcał w zupełnie inną stronę. Ruszyliśmy za wskazaniami mapy. Szybko dojrzeliśmy stare oznakowania szlaku, zupełnie niewidoczne z większej odległości. Szukaliśmy ścieżki odbijającej w lewo, w las, ostro pod górę. Znaleźliśmy, ale ku naszemu zdziwieniu na ścieżce postawiono szlaban oraz tablicę informującą o zakazie przejścia. Szlak niebieski został zamknięty ze względu na dewastację kopuły szczytowej Radunii przez turystów. Potwierdzenie tej informacji szybko udało nam się znaleźć w internecie. Szkoda tylko, że ruszając z przełęczy Tąpadła o tym nie wiedzieliśmy. Nie udało nam się zdobyć szczytu Radunii, ale Sobiesław, który przyjechał po nas na przełęcz miał dla nas w aucie miłą niespodziankę – drzewo do kominka! Za pozwoleniem gospodarzy pozbierał materiał niezbędny do rozpalenia ognia w kominku w salonie.
Wróciwszy mięliśmy chwilkę na odpoczynek. Potem smaczna i gorąca kolacja. Na wieczór organizator zjazdu – Oddział z Mielca przygotował dla nas zabawę przy muzyce kapeli góralskiej Zbyrcoki z… nie tak dalekiego nam Juszczyna. Grali i śpiewali do późna uatrakcyjniając nam integrację. Resztę wieczoru spędziliśmy przy rozpalonym kominku, siedząc wygodnie na sofach, ciesząc się rozmową i swoim towarzystwem.
Niedzielę rozpoczęliśmy nieubłaganym dzwonkiem budzącym na poranną mszę. Potem śniadanie o nieprzyzwoitej porze, wspólne zdjęcie z banerami pod Chatą u Romana wszystkich oddziałów uczestniczących w zjeździe i czas na pożegnanie. Wyjechaliśmy jako pierwsi kierując się w stronę Wrocławia, gdzie mieliśmy kilka godzin na spacer po Ostrowie Tumskim i Starym Mieście. Po Wrocławiu oprowadził nas Robert, który na tym wyjeździe pełnił rolę naszego opiekuna i przewodnika. Szliśmy słuchając historii i ciekawych anegdot o mijanych kościołach, kamienicach, mostach i tutejszych krasnalach. Nie udało nam się ich zobaczyć wszystkich, ale żaden napotkany po drodze nie umknął ani naszej uwadze ani obiektywom aparatów. Po zwiedzaniu mieliśmy jeszcze chwilkę wolnego czasu, który wykorzystaliśmy na wizytę w punkcie gastronomicznym poleconym nam przez Roberta- w klimatycznej Pierogarni w Starym Młynie. Pomimo lokalizacji na Rynku ceny nie odstraszały, klientów było wielu, pierogi wielkie, nietypowe i przepyszne.
Do Bielska dotarliśmy bez problemów i zaskakująco szybko. Dziękuję za wspólnie spędzony weekend na spotkaniu oddziałów PTT i pozdrawiam serdecznie wszystkich uczestników! Szczególnie zaś dziękuję Carpatii z Mielca za trud organizacji i wspaniałe przyjęcie. Poza tym, szczególne wyrazy podziękowania, jak zwykle kieruję do osób z Oddziału Bielskiego, które ze mną brały udział w XXXIII Ogólnopolskim Spotkaniu Oddziałów PTT. Dziękuję Robertowi za czuwanie nad nami i spacer po Wrocławiu, Grażynce za tradycyjne zbieranie foto-materiałów do galerii, maszkiety i ciepłą herbatkę z imbirkiem, Sylwii i Wacławowi za towarzystwo oraz Grzesiowi za ciepło i zaufanie w powierzeniu sprzętu do wypróbowania się w sztuce fotografii. Na końcu chciałam też podziękować Sobiesławowi – naszemu kierowcy za bezpieczną jazdę, wspaniały pomysł z rozpaleniem kominka i miłą obecność. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja wyruszyć razem, gdzieś w trasę.
Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach z PTT!
Martyna Ptaszek
.