Nie było ograniczeń, każdy kto przespał zimę, mógł sobie sprawdzić co mu z kondycji zostało. Akurat osiem osób nie miało zimowej przerwy, ale dla urozmaicenia połączona grupa KTW PTTK i PTT O/B-B w osobach Jadzi, Jagny, Uli, Darka, Grześka, Ryśka, Pawła i mojej, postanowiła urozmaicić sobie wyjścia w góry. Po godzinie piątej, kiedy w Zwardoniu młodzież wracała z dyskotek a nad łąkami unosiły się mgły, ruszyliśmy, niektórzy raz któryś, inni debiutowali. A potem już poszło. Przez Rupienki, pod Ochodzitą, Koniaków, Tyniok z Gańczorką, Karolówkę, z oddechem dopiero na Przysłopie, gdzie odmładza się schronisko. Na Baraniej wiało mocniej, ale odsłaniały się widoki, tak jak i dalej na otwartych grzbietach od Magurki Wiślańskiej przez „malinowe” wzniesienia. Trochę przytrzymała niektórych Przełęcz Salmopolska, gdzie złocisty napój kusił żeby się nie odwodnić. Kotarz, Beskid Węgierski to już słoneczne popołudnie, z daleka widać było że z Chaty wuja Toma rozchodzą się goście. Jeszcze Klimczok, ostatnia wysokość do pokonania dla trochę już utrudzonych, a później to z górki i między osiemnastą a dwudziestą wszyscy mogli odpocząć w domu. Trzynaście – piętnaście godzin to czasy na pewno do pobicia, ale nie o to chodziło. Było bez opadów, bez upału, z chłodzącym wiatrem, więc przy bardzo ładnej, bardzo odpowiedniej pogodzie i przesympatycznym towarzystwie to była ogromna przyjemność przebywania w górach.
J.Nogaś
.